Rozwojowa Zmiana a szczęście
13 października 2021#LIVE z Rozwojową Zmianą – 10.12.2021 r.
10 grudnia 2021Rozwojowa Zmiana niestety nie jest jak droga 66, która prowadzi prosto i do celu. Już bardziej przypomina Węzeł drogowy Quianchun. I podobnie jak na tym drogowym rollercoasterze, w rozwoju osobistym łatwo popełnić błędy. W tym artykule opiszę te, które ściśle związane są z Rozwojową Zmianą.
Liczne zjazdy, rozjazdy, łącznice, estakady i trąbiący kierowcy wokół. Łatwo się zagubić i popełnić błąd. No i niestety, nie zawsze łatwo jest zawrócić. Czasem trzeba dojechać do sąsiedniej prowincji i dopiero wtedy stwierdzić, że chyba jednak trzeba było wybrać ten zjazd nr 333, a nie 576 😉
O błędy na drodze nie jest trudno. Szczególnie jeśli wciśniemy gaz do dechy, żeby jak najszybciej pokonać jakiś trudny odcinek. Zapakujemy za dużo bagaży i nasze zawieszenie zdecyduje się odmówić współpracy na najbardziej zatłoczonym skrzyżowaniu. Albo zapomnimy zatankować, a kolejna stacja dopiero za 100 km. Albo nie włączymy mapy i nie patrzymy na drogowskazy, bo przecież drogowskazy odbierają podróży spontaniczność. A poza tym, to nasza droga musi być perfekcyjna – nie ma na niej miejsca na żadne zawrotki i ślepe uliczki. A w ogóle to, że nie dojechaliśmy tam gdzie chcemy, to przecież wina tych innych kierowców. Gdyby nie nie oni, to pewno wybralibyśmy właściwy zjazd.
W rozwoju osobistym, czyli na Ścieżce Rozwojowej Zmiany, równie łatwo popełnić błąd. Kiedy idziemy za szybko tam, gdzie trzeba zwolnić i przechodzimy przez kolejne obszary bez głębszych refleksji i faktycznych zmian. I kiedy bierzemy za dużo tematów na raz i nie dbamy o własne zasoby. A także wtedy, kiedy szukamy dróg na skróty i nie bierzemy przewodnika, który dobrze zna rozwojową dżunglę. Kiedy nie zwracamy uwagi na znaki jakie otrzymujemy od wszechświata i władnej duszy. I kiedy odpowiedzialnością za nasz rozwój i jego postępy obarczamy innych.
Ja trochę takich błędów popełniłam. Niektóre powtarzałam z uporem maniaka, niektórych się ustrzegłam. Dlatego wiem, jak może wyglądać optymalna Ścieżka Rozwojowej Zmiany i chętnie cię przez nią przeprowadzę, ale najpierw zapraszam do zapoznania się z błędami, jakie można popełnić na Ścieżce Rozwojowej Zmiany.
Nie szukasz podpowiedzi w swojej własnej przeszłości
Nasza przeszłość często kryje odpowiedzi na pytania, co jest dla mnie w życiu najważniejsze? Dlaczego podejmuję takie, a nie inne decyzje? Dlaczego dokonuję takich, a nie innych wyborów? Tymczasem często zachowujemy się tak, jakby ta przeszłość w ogóle nie istniała, albo należała do kogoś zgoła innego. Odcinamy się, zapominamy, wypieramy. Patrzymy tylko w przyszłość i w niej szukamy podpowiedzi, jak ma wyglądać nasze życie – szczęśliwe, pełne satysfakcji i zrealizowanych pasji.
Takie podejście ma ogromną wadę, ponieważ ignorując przeszłość nie wyciągamy wniosków z własnego życia, z popełnionych błędów i porażek, ale też z sukcesów i szczęśliwych momentów. Nie uczymy się na swoich doświadczeniach. A możemy w nich znaleźć ogrom informacji o tym, jak i dlaczego działamy, kto i co jest dla nas ważne.
Ignorując przeszłość nie wiemy, co miało na nas największy wpływ, co nas ukształtowało i dlaczego. Nie wiemy dlaczego mamy takie a nie inne schematy działania, przekonania i automatyczne reakcje.
A to sprawia, że budujemy swoją przyszłość na ruchomych piaskach – naszych złudzeń i wyobrażeń o sobie samych. Budujemy swoją przyszłość wbrew sobie – wbrew naszej duszy i sercu. Nie sprawdzamy jakie jesteśmy naprawdę i dlaczego, tylko decydujemy się na wzorzec tego, jakie powinniśmy być. Nie działamy w zgodzie z naszymi mocnymi stronami i umiejętnościami, bo nie wiemy, jaki jest nasz naturalny sposób działania, a często w zamian staramy się naprawiać nasze wyimaginowane słabości, bo chcemy spełnić cudze standardy.
Z jednej strony bardzo rozumiem i popieram odgrodzenie się od przeszłości. W końcu z jakiegoś powodu talent kontekst mam dopiero na 30 miejscu w hierarchii badania CliftonStrengths 🙂 Ja sama nie lubię nurzania się w przeszłości. Co było, to było, trzeba iść dalej. Czym innym jednak jest spojrzenie w przeszłość, żeby wyciągnąć z niej wnioski i lekcje dla nas samych, które pozwolą nam stworzyć lepszą przyszłość. A czym innym jest zanurzenie w przeszłości, które nas w tej przeszłości zatrzymuje. Zakotwicza nas w złych i dobrych wspomnieniach i nie pozwala nam ruszyć dalej. W tym przypadku nasza osobista historia jest hamulcowym naszego rozwoju. Warto wówczas się z nią rozliczyć, szczególnie jeśli były w niej trudne i traumatyczne wydarzenia i najlepiej zrobić to przy wsparciu specjalisty, który pomoże nam przejść przez ten proces.
A jak jest z Tobą? Odgradzasz się od przeszłości, czy wyciskasz ją jak cytrynę, żeby zbudować na niej świetlaną przyszłość?
Ignorujesz swoje uczucia i potrzeby.
Uczucia i potrzeby to dwa fundamenty naszego dobrego samopoczucia. Są ze sobą nierozerwalnie związane i wynikają z siebie nawzajem. Niestety uczucia traktujemy jak dopust boży, a o potrzebach nie myślimy w ogóle.
Największym błędem jaki możemy popełnić z naszymi uczuciami, to ten, kiedy udajemy, że nie istnieją i nie mają na nas wpływu. Ignorujemy swoje uczucia, szczególnie te trudne. Wypieramy złość, frustrację, smutek. Uśmiechamy się, bo tego nas nauczono i tego się od nas oczekuje. W końcu złość piękności szkodzi i nikt nie lubi smutasów. Dlatego uśmiechamy się i jesteśmy miłe. Do czasu. Depresji, albo innej choroby.
Nasze uczucia to objaw naszych niezaspokojonych potrzeb. Na każdym poziomie. I tym najbardziej podstawowym, fizjologicznym, i tym najwyższym, duchowym. Niestety rzadko kiedy mamy tego świadomość. Że ta złość, która non stop kipi mi pod skórą, spowodowana jest niezaspokojoną potrzebą. Że ten smutek, w którym stopniowo pogrążam się coraz bardziej, również jest spowodowany niezaspokojonymi potrzebami.
Nie dbamy o swoje potrzeby, bo nie mamy tego w swojej matrycy. Mamy za to matrycę matki polki, dobrej i uczynnej koleżanki, żony, która poświęca się, żeby mąż mógł zrobić olśniewającą karierę.
Nie zaspokajamy swoich potrzeb, bo ich nie znamy. Bo nasze potrzeby nie są ważne. Najpierw trzeba zadbać o cały świat i dopiero wtedy, jak jeszcze starczy mi siły, mogę pomyśleć o sobie.
Jak jest u siebie?
Znasz swoje potrzeby i uczucia? Wiesz co one oznaczają, czy na wszelki wypadek wolisz nie wnikać?
Wierzysz na słowo swoim myślom i przekonaniom
Przekonania to podstępne bestie. Potrafią niezauważone kierować naszymi wyborami i decyzjami. Na dodatek, możemy przeżyć całe życie i nie zorientować się, że decyzje podejmowałyśmy pod wpływem przekonań, a nie obiektywnych zasad, jak nam się wydawało.
Kiedy wszystkie swoje myśli przyjmujemy bezrefleksyjnie, nie podważamy ich i nie zastanawiamy się skąd się wzięły, nie znamy swojego wewnętrznego oprogramowania, swoich automatycznych reakcji i przekonań. Mamy wyrobioną opinię na temat tego, jak powinien wyglądać świat i jak powinni zachowywać się inni ludzie. I te nasze opinie traktujemy jak fakty i prawdy objawione, do których powinien stosować się cały świat i ludzie na nim zyjący.
To z jednej strony sprawia, że jesteśmy mało elastyczne, jeśli chodzi nie tylko o zmianę przekonań, ale w ogóle o jakąkolwiek zmianę. Bo skoro jesteśmy pewne, że tak ma być, to gdzie tu miejsce na zmianę? Z drugiej strony brak kwestionowania przekonań może prowadzić do wewnętrznego rozdarcia. Szczególnie, jeśli wpojone nam w jakimś okresie naszego życia przekonanie, stoi w sprzeczności z naszymi głębokimi wartościami i pragnieniami.
Na przykład: dla Ciebie ogromną wartością jest praca i kariera, ale wpojono Ci przekonanie, że przeznaczeniem kobiety jest przede wszystkim dom i rodzina. Albo na odwrót: wartością dla Ciebie jest rodzina i dzieci, ale masz przekonanie, że właśnie w tym czasie kiedy wolałabyś zostać w domu i wychowywać dzieci, powinnaś pracować nad budowaniem swojej kariery i pozycji zawodowej. Każda z tych sytuacji może skutkować poważnym rozdźwiękiem pomiędzy tym, co dla Ciebie ważne, a tym, co, twoim lub innych zdaniem, powinnaś robić.
Przekonania sprawiają, że świat widzimy wybiórczo, nakładając filtr na naszą rzeczywistość. Kiedy oczekujesz, że inni ludzie tylko czyhają, żeby Cię oszukać, to wszędzie będziesz widzieć dowody na nieuczciwość, ale nie zobaczysz tysiąca innych znaków potwierdzających uczciwość otaczających Cię ludzi. Kiedy w sklepie ekspedientka pomyli się na Twoją niekorzyść, będziesz pewna, że chciała Cię oszukać. A kiedy odda Ci portfel, który przez nieuwagę zostawiłaś przy kasie, nie będziesz się cieszyć z jej uczciwości, ale zaczniesz sprawdzać, czy nic nie zginęło.
Nasze przekonania determinują też nasze życiowe wybory. Kiedy masz przekonanie, że bogaci ludzie to złodzieje (bo pierwszy milion trzeba ukraść, bo tyle pieniędzy nie da się zarobić – a już na pewno nie uczciwie), nieświadomie zrobisz wszystko, żeby nie być bogata. No bo przecież nie jesteś złą osobą i nie chcesz być złodziejką. A kiedy masz przekonanie, że kobieta powinna wyjść za mąż na studiach, będziesz widziała tylko koleżanki, które wzięły ślub jeszcze przed dyplomem, ale nie zauważysz tych, które są już po trzydziestce, ale nawet nie wspominają o weselu 😛
Przekonania blokują nas na wielu poziomach i dopóki ich sobie nie uświadomimy, dopóty nasza Rozwojowa Zmiana będzie przypominała kręcenie się w kółko i wożenie taczek bez załadunku 😉
Zapominasz o marzeniach, albo czekasz, że ktoś je dla Ciebie spełni
Kiedy jesteśmy dziećmi, cały nasz świat składa się z marzeń. Wyobrażamy sobie, co możemy osiągnąć, gdzie pojechać, co mieć. Nasze marzenia nie znają ograniczeń. A potem dorastamy i idziemy na kompromis z rzeczywistością. Przestajemy marzyć, bo ważniejsza jest codzienność – dom, praca, rodzina.
Nie marzymy i nie spełniamy marzeń, bo nie mamy na to czasu. Chociaż mamy czas na fejsa i instaseriale.
Uważamy, że marzenia przeszkadzają nam w realizacji naszych życiowych celów. W ogóle nie traktujemy ich jak celów, które mogą nam zapewnić satysfakcjonujące życie, ale jako mrzonki, które od tych ważnych celów nas odciągają. A potem narzekamy na brak satysfakcji i spełnienia.
A jeśli jednak marzymy, to oczekujemy, że nasze marzenia same się spełnią, albo spełni je dla nas ktoś inny, nasz książe na białym koniu. Przyjmujemy bierną postawę, czasem tylko ograniczając się do kupienia losu w totka.
Pozwalamy też, żeby inni powstrzymali nas przed zrealizowaniem naszych marzeń. Pozwalamy, żeby wybawili nas od wysiłku ucieleśnienia naszych pragnień. Żebyśmy nie musieli zdobywać się na odwagę urzeczywistnienia naszego snu o wielkości. W końcu życie i tak jest wymagające.
Czasem jednak marzymy – dla przyjemności, żeby umilić sobie szarą rzeczywistość. Oderwać się od prozy życia. Niewinne fantazje, które rozświetlają długie zimowe wieczory. Tylko, że to nie są prawdziwe marzenia. Raczej nasz prywatny, wewnętrzny serial o przyjemnym życiu. Nie ma nic złego w takich marzeniach, jeśli pojawiają się od czasu do czasu. Problem pojawia się wtedy, kiedy mamy tylko takie marzenia.
Albo wręcz uciekamy w toksyczne fantazje, które odciągają nas od prawdziwego życia. Kiedy rojeniami o wspaniałym życiu zastępujemy działanie, które mogłoby nas do tego wspaniałego życia doprowadzić.
Nie wiesz jakie role pełnisz w życiu i jakie są tego konsekwencje
W życiu pełnimy wiele ról, z których nie zawsze zdajemy sobie sprawę. Nawet takie oczywiste, jak rola kobiety, matki, siostry, przyjaciółki, nie są łatwo przez nas definiowane i przypisywane. Nie zauważamy tych ról, bo uznajemy je za coś naturalnego, element naszej tożsamości. I tak w zasadzie jest. Nie zdajemy sobie jednak również sprawy, jakie konsekwencje powoduje w naszym życiu pełnienie określonych ról. Jakie koszty – czasowe, społeczne, osobiste – związane są z naszymi rolami. To w efekcie prowadzi do piętrzenia obowiązków, oczekiwań, potrzeb – naszych własnych i otoczenia – wynikających z naszych ról.
Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy pełnimy również role z których nie do końca zdajemy sobie sprawę, albo do których nie chcemy się przyznać przed sobą lub przed innymi. Wówczas wypieramy nie tylko role, ale i ich rezultaty, wynikające z nich zobowiązania.
Wówczas próbujemy ignorować zadania związane z tymi rolami, pomijamy je w codziennym planowaniu, albo wręcz przeciwnie – chcemy uwzględnić wszystko, spełnić wszystkie oczekiwania, obowiązki. Wpisujemy wszystko, a później jesteśmy rozczarowane i rozżalone, złe na siebie, że znowu nie dałyśmy rady. Musimy też mierzyć się z pretensjami – swoimi do siebie i otoczenia do nas, że nie wypełniamy swoich ról tak, jak inni by tego od nas chcieli.
Nasza frustracja i zniechęcenie narastają. Tracimy poczucie kontroli nad własnym życiem i sensu tego, co robimy.
Nie znasz swoich wartości, albo nie działasz zgodnie z nimi
Wymień pięć swoich najważniejszych wartości w ciągu 5 sekund.
Często automatycznie wiemy, co jest dla nas ważne – dom rodzina, pieniądze, kariera, przyjaciele, podróże, sukces. Można długo wymieniać. I o ile z wymieniem tych słów możesz nie mieć problemu, to już z kolejnymi pytaniami pojawia się problem.
Dlaczego właśnie te wartości są dla Ciebie najważniejsze? Jak i co zamierzasz robić, żeby je zrealizować?
Znamy słowa, które są dla nas ważne, ale dlaczego są ważne i co dla nas oznaczają, już trudniej nam opisać. Bazujemy na przekonaniach, stereotypach, obiegowych definicjach. A kiedy musimy się głębiej zastanowić, trudno nam wytłumaczyć, co rozumiemy pod pojęciami, które traktujemy jako nasze wartości.
Nie tylko nie wiemy, dlaczego nasze wartości są dla nas ważne. Nie mamy też świadomości, dlaczego akurat te wartości a nie inne są dla nas ważne. Przyjmujemy je jako oczywiste. Sądzimy, że niektóre wartości są obowiązkowe dla każdego człowieka. Np, rodzina, miłość, piękno, a innych nie traktujemy jako wartości, bo mamy o nich negatywne przekonania lub skojarzenia, np. bogactwo, kariera, sukces.
Wartości powinny odzwierciedlać to, co dla nas naprawdę istotne, co wypływa z głębi naszej duszy i serca. Tymczasem nasze wartości zastępujemy przekonaniami o tym, jakie powinnyśmy być i jaki powinien być świat. Bezrefleksyjnie przyjmujemy opinie innych o tym, co powinno być ważne. Żyjemy cudzymi wartościami.
To bardzo trudna sytuacja, bo żyjemy w sprzeczności z tym, co naprawdę czujemy, a tym, co uważamy, że powinniśmy uważać, jako ważne.
Jest też szansa, że znamy swoje wartości, wiemy co dla nas oznaczają i dlaczego są ważne. Ale są one tylko deklaracją, nie idzie za nimi faktyczne postępowanie. Albo, co gorsze, działanie sprzeczne z wartościami usprawiedliwimy działaniem w imię tego co ważne. Np. deklarujemy, że rodzina jest dla nas najważniejsza i to, że pracujemy po 20 godzin dziennie, tłumaczymy tym, że robimy to właśnie dla rodziny. Dla jej dobra. Żeby kupić mieszkanie, dom, samochód, posłać dzieci do dobrej szkoły. Nie ma nic złego w dbaniu o wysoki status materialny rodziny. Tylko, czy na pewno to rodzina jest wówczas tą najważniejszą wartością?
Nie znasz swojej misji życiowej
Kiedy nie znasz swojej misji życiowej, tak naprawdę nie wiesz, co napędza Cię do działania i co Cię motywuje. Co sprawia, że nawet zmęczona z radością zasiadasz do swojej pracy? Dzięki czemu chce Ci się rano wstać i zmagać z przeciwnościami. Co sprawia, że żadne przeciwności nie są Ci straszne.
Kiedy nie znasz swojej misji, nie masz wewnętrznego drogowskazu, który wskazuje Ci kierunek rozwoju i wyznacza kolejne cele. Nie wiesz, dlaczego podejmujesz kolejne decyzje, albo nie podejmujesz ich wcale, pozwalając, żeby inni decydowali za ciebie. Jesteś bierna, niczym Kubuś Fatalista, który podążał za swoim panem, bo nie miał powodu, aby podejmować decyzje samodzielnie.
Być może jednak masz swoją misję. Swoje głębokie dlaczego. Wiesz, jaki ślad chcesz pozostawić po sobie w świecie. Jak chcesz pomagać innym, albo w jaki sposób osiągnąć wielkość, ale schowałaś swoją misję do szuflady i rzadko do niej zaglądasz. Pozwalasz, żeby życie determinowało to, jak ją realizujesz, a nie układasz swojego życia tak, żeby realizować misję. Działasz wbrew niej, odkładając na później realizację i oddając pierwszeństwo codzienności. Robisz to, co pilne, a nie to co ważne.
Nie sprawdzasz też swojej misji i nie aktualizujesz jej. Nie analizujesz, czy nadal odpowiada Twoim marzeniom i potrzebom, wartościom i rolom życiowym. I przez to nie wiesz w jakim kierunku chcesz podążać i co stanowi sens Twojego życia.
Nie masz wizji swojego życia
Owszem dobrze traktować je jak dwa współistniejące i niezbędne aspekty naszego rozwoju, ale nie można ich utożsamiać. Misja w gruncie rzeczy odnosi się do naszego dlaczego, naszych wewnętrznych motywacji i powodów, dla których chcemy coś zrealizować. Wizja natomiast mówi nam o tym jak i co chcemy zrobić, żeby zrealizować naszą misję.
Dlatego błędem jest zaczynanie od wizji i tworzenie jej zanim odkryjesz, po co chcesz właśnie takiego, a nie innego życia.
To oczywiście optymistyczny wariant, że ją masz, ale często żyjemy zupełnie bez wizji. Bez pomysłu na to, co i jak chcemy osiągnąć w życiu, jakie cele zrealizować i dlaczego. Żyjemy z dnia na dzień ogarniając bieżączkę i tak naprawdę nie wiemy, gdzie chcemy w życiu dotrzeć. I owszem, czasem podróż, gdy sama droga jest celem, jest super, ale trzeba świadomie zdecydować, że właśnie tak ma wyglądać moje życie. Trzeba świadomie zdecydować się na niepewność jutra, na rezygnację z decyzji o tym, jak ma wyglądać każdy wymarzony, idealny dzień.
Można oczywiście przytoczyć wiele argumentów usprawiedliwiających takie podejście. Świat jest obecnie tak nieprzewidywalny, że trudno o czymś zadecydować na zaś. I tu się zgadzam – pandemia pokazała nam, że plany to jedno, a życie to drugie. Jednakże w wizji nie do końca chodzi tylko o wyznaczanie smartnych celów, które można zmierzyć, opisać, zrealizować w czasie i pochwalić się na linkdinie. Ale jaką jakość życia chcesz mieć w tych obszarach.
Jeśli nie wiesz do czego dążysz, to nic dziwnego, że osiągasz dużo mniej i dużo gorszej jakości niż w głębi duszy potrzebujesz i pragniesz. I ten dysonans między wartościami, potrzebami i pragnieniami powoduje ogromny rozdźwięk i frustrację, że miało być tak pięknie, wywiady miały być i życie długie i szczęśliwe, a jest jak jest.
Źle wyznaczasz priorytety, albo nie wyznaczasz ich wcale.
Kiedy doświadczamy swego rodzaju „przebudzenia” i tworzymy swoją wizję możemy popełnić pewien ważny błąd. Wypisujemy w wizję wszystkie możliwe i niemożliwe cele, jakie tylko znalazłyśmy w internetach i zaczynamy nowe wspaniałe życie. I co? I już po tygodniu dopada nas codzienność i świadomość, że doba ma o jakieś 1000 godzin za mało, żeby to wszystko zrealizować.
Nie przychodzi nam do głowy, że nie ma szans zrobić tego wszystkiego na raz. Uważamy, że skoro już się ocknęłyśmy z letargu, to musimy nadrobić stracony czas, spiąć pośladki i być wreszcie piękne, młode, z karierą pędzącą z prędkością światła i szczęśliwą rodziną. Tylko, że doba faktycznie jest ograniczona, a my nie wzięłyśmy pod uwagę całego naszego kontekstu, zobowiązań i na dodatek nie wiemy po co tak naprawdę mamy realizować te wszystkie cele.
Nie umiemy wyznaczyć priorytetów. Wszystko wydaje nam się ważne i pilne. Nie umiemy zdecydować od czego zacząć, co jest ważniejsze, a co może poczekać. Przecież czekałyśmy i zmarnowałyśmy już tyle czasu. Dlatego wszystko musimy zmienić już teraz. Zaraz. Natychmiast. Nie chcemy czekać. Więc dobrze byłoby znaleźć trzy kroki, pięć zasad i siedem metod, żeby osiągnąć szczęśliwe życie.
A kiedy nie udaje się osiągnąć natychmiastowych rezultatów, bo zmiana i rozwój to proces, czasem na całe życie, doznajemy rozczarowania. Rezygnujemy z wysiłku i wracamy na kanapę.
Nie znasz swoich mocnych stron i z nich nie korzystasz
Jakie są Twoje mocne strony? Jak z nich korzystasz?
Kiedy myślimy o mocnych stronach lub talentach, często myślimy o naszych szkolnych umiejętnościach. O tym, czego nauczyliśmy się na kolejnych etapach edukacji, albo w trakcie pracy. A jak myślimy talentach, to tylko takich do muzyki, czy matematyki.
Owszem, nauczyliśmy się pisać w CV o kreatywności, obsłudze urządzeń biurowych, czy pakietów office, ale nadal nie mamy zbyt dużej świadomości w czym jesteśmy świetne. W czym wymiatamy i co uwielbiamy robić. Dlatego działamy wbrew naszym talentom i mocnym stronom, zwłaszcza jeśli są one wbrew “oficjalnym trendom”. Np. najlepiej pracujesz indywidualnie, w samotności, w ciszy i skupieniu, ale pracujesz na open space, w dużym zespole, który za najbardziej produktywne uważa codzienne, długie narady.
Kiedy nie masz świadomości w czym jesteś dobra, nie masz w ogóle możliwości wybrać stylu pracy, jaki będzie dla Ciebie najlepszy.
Często, nawet jeśli znamy swoje mocne strony, nie pracujemy nad ich rozwijaniem. Nad budowaniem swojego potencjału, z którego mogłybyśmy korzystać w realizacji naszych celów, naszych marzeń i pragnień.
A zamiast pracować na rozwijaniem swoich mocnych stron, skupiamy się nad naprawianiem słabości. Mamy wpojone od czasów podstawówki, że wysiłek warto wkładać w to, z czym mamy problem, a nie to z czego mamy same piątki. W efekcie orzemy na ugorze. Próbujemy wymiatać w tym, czego nie tyle nie lubimy, ale szczerze nie znosimy i co jest wbrew naszemu naturalnemu stylowi działania.
Albo nie pozwalamy zabłysnąć naszym talentom, bo w nie nie wierzymy i ich nie doceniamy. Myślisz sobie – przecież to łatwizna, każdy by tak potrafił. Tylko, sokoro to prawda, to dlaczego wszyscy nie robią tego tak samo dobrze jak ty?
Nie doceniasz siły nawyków i przeceniasz ich władzę nad tobą.
Nasze nawyki są częstą i bardzo wygodną wymówką. W końcu, jak coś jest nawykiem, to nie masz na to wpływu. To jest silniejsze od ciebie. Nie możesz z tym walczyć. I problem z głowy. Nic się nie da zrobić, a jedynie postępować tak jak ci każe ten perfidny nawyk.
Owszem, nawyki potrafią siedzieć w nas mocno, ale często przeceniamy ich władzę nad nami. Zmiana nawyku wymaga ogromnego wysiłku, a my wolałybyśmy się nie przemęczać. I tak mamy wystarczająco dużo na głowie. Nie mamy natomiast czasu ani siły, żeby z tym walczyć.
No właśnie. Każda zmiana kojarzy nam się z walką. Nasze nawyki to wróg, którego trzeba pokonać. Zmusić siebie, do tego, żeby zły nawyk zastąpić dobrym. Toczymy zatem zaciekłe boje z samą sobą i zupełnie zapominamy, że jeszcze żadna wojna nie skończyła się dobrze. Że nawet wygrana strona musiała zapłacić za zwycięstwo odpowiednią cenę.
A skoro nawyki to nasz wróg, to także te dobre traktujemy jak przeciwnika, którego trzeba przechytrzyć. Szykujemy się na nie jak na grubego zwierza, kompletnie zapominając, że nawyki wcale nie muszą mieć dużego kalibru. Że czasem wystarczy naprawdę niewielki mikronawyczek, żeby nasza zmiana ruszyła z miejsca. Zapominamy o tym, bo lubimy spektakularne sukcesy. Na przykład od siedzenia na kanapie do pięciu treningów w tygodniu. Efektem w postaci 10 przysiadów codziennie przecież nie pochwalimy się w storisku 😉
A zatem, czy naprawdę chciałabyś traktować samą siebie jak własnego wroga?
Czy raczej wolałabyś być swoim własnym sprzymierzeńcem? I zaprząc swoje nawyki do współpracy?
Zaczynasz od planowania, albo nie planujesz wcale
Błędy w rozwoju osobistym, bardzo często są związane z planowaniem. Nie wiemy dokładnie czego chcemy i dlaczego, ale zaczynamy to planować. Wpisujemy cele – często znalezione na listach celów innych osób w internecie. W końcu skoro nie wiemy czego chcemy, to równie dobrze możemy wpisać to, czego chcą inni. Szczególnie kiedy ich życie wygląda na szczęśliwe, a te osoby na spełnione. Więc planujemy, że schudniemy, pojedziemy na Korfu, przeczytamy 52 książki, albo cokolwiek innego. A potem te plany porzucamy, przekonane, że to całe planowanie jest do niczego. No bo tak ładnie zaplanowałam, a potem wydarzyło się życie i plany wzięły w łeb.
Więc przestajemy planować w ogóle. No bo skoro nie da się nic zaplanować, bo w każdej chwili może się wydarzyć pandemia, albo chociaż przedszkolny katar, to już lepiej dać sobie spokój i płynąć z prądem. Przynajmniej nie ma rozczarowania, że nie wyszło.
Kiedy już wiesz, czego chcesz i dlaczego, i dopiero wtedy zaczynasz planować, może Cię dopaść pokusa, żeby zaplanować wszystko. Od najważniejszych misji i wizji po najmniejsze mikronawyki. Twój planer i kalendarz pękają w szwach, ale jesteś optymistką. Papier wszystko przyjmie, więc planujesz. A potem się frustrujesz. Bo nie uwzględniłaś życia, rodziny i przedszkolnego kataru (o pandemii nie wspominając) i cały piękny i misterny plan znowu się posypał. I znowu porzucasz planowanie, bo po co, skoro i tak się wszystko wysypie.
Jest jeszcze inny błąd, który możesz popełnić w planowaniu – dostosowujesz siebie do systemów, a nie systemy do siebie.
Poznajesz fantastyczną metodę planowania, taką co to położy kres wszystkim innym metodom. Taki bullet journaling na przykład – czytasz, słuchasz, widzisz, jakie to proste, piękne i plany to same się w takim bujo realizują, więc wchodzisz w to . Kupujesz zeszyt w kropki, taśmy washi i kolorowe pisaki i zaczynasz kolorowanie i szlaczkowanie. Chociaż masz traumę plastyczną jeszcze z podstawówki. No i po trzech tygodniach rzucasz całe to bujo i planowanie przy okazji też. Bo przecież to bez sensu i strata czasu.
Albo przychodzi do ciebie inna fantastyczna idea – praca w blokach. Dowiadujesz się, że praca cały dzień nad jedną rzeczą działa cuda, więc ustalasz sobie swoje bloki i działasz. Chociaż na samą myśl o robieniu przez trzy godziny tego samego masz dreszcze, więc już po pół godzinie zaczynasz scrolować instagrama. A po tygodniu rzucasz te durne bloki i planowanie też przy okazji.
I właściwie można tu przytoczyć każdy system i efektem każdego może być zniechęcenie do planowania. Jeśli podejdziesz do niego bezrefleksyjnie i bez uwzględnienia swoich preferencji i kontekstów.
Nie potrafisz przyznać się do jakie błędy popełniasz w swoim rozwoju osobistym.
Nawet sama przed sobą.
Pamiętaj, że błędy są grzechem jedynie wtedy, gdy się do nich nie przyznajesz.
Jacek Walkiewicz
A zatem do jakich błędów w rozwoju osobistym się przyznasz?
Wystarczy, że zrobisz to sama dla siebie. Nawet po cichu, ale powiesz sobie to i to robię źle. Wpadłam w taką i taką pułapkę.
Na początek wystarczy.
A dalej – kiedy już sobie uświadomisz, jakie błędy w rozwoju osobistym popełniasz – jest już z górki. Wystarczy znaleźć właściwy sposób i metodę, żeby Rozwojowa Zmiana przebiegała gładko i sprawnie. No dobra – to znalezienie właściwych metod też może być najeżone kolejnymi pułapkami. Dlatego tworzę Ścieżkę Rozwojowej Zmiany. Aby ułatwić Ci przejście przez proces zmiany i poszukiwania sensu i celu w życiu, który pomoże Ci osiągnąć szczęście i spełnienie.
Po co to robię? Bo wiem, że nie jest łatwo uniknąć błędów. Ja sama zaliczyłam większość z tych, które opisałam. Nie przywiązywałam wagi do mojej osobistej historii, do tego co i kto mnie ukształtował. Uważałam, że znam swoje wartości, chociaż tak naprawdę nigdy nie zastanawiałam się ani nad nimi. Ani nad tym, co one właściwie dla mnie znaczą. Przez bardzo długi czas w ogóle nie miałam marzeń. Te z dzieciństwa i młodości schowałam na samo dno mojej duszy. Nie miałam pojęcia, że jest tak wiele ról, które pełnię w życiu i że mają one na moje wybory tak duży wpływ. A z mocnych stron potrafiłam wymienić obsługę programów i urządzeń biurowych 😛 Misja i wizja były magicznymi pojęciami, z którymi nie bardzo wiedziałam co zrobić. I oczywiście, że zaczęłam zmianę od planowania w bullet journalu 😛 Chociaz na swoją obronę mogę powiedzieć, że rysowanie ograniczałam jedynie do rysowania tabelek 😉
Także sama widzisz – ja tam byłam. Przemierzałam bagna rozpaczy i bezdroża zwątpienia w samą siebie, swoje możliwości, umiejętności i samą zmianę. Bo ile prościej jest siedzieć na kanapie, scrolować fejsa, czy oglądnąć serial. I powiem Ci, że czasem tęsknię za tymi czasami – wolnych popołudni i braku zmartwień innych niż codzienność. Ale to jest tęsknota z gatunku tej za PRLem. Potęsknić mogę, ale za nic nie chcę wracać.
Bo Rozwojowa Zmiana to droga bez powrotu. Nie da się odrozwinąć. Wcisnąć magicznego guzika revind i wrócić do punktu wyjścia. Nawet jeśli w swoim rozwoju czujesz że kręcisz się w kółko, to nie są to zwroty o 360 stopni.
Rozwój to ruch po spirali. Tak jakbyś wspinała się na górę metodą okrążania jej. Owszem, co jakiś czas masz przed oczami te same widoki, ale z każdym okrążeniem jesteś bliżej szczytu. Rozwijając się możesz wracać do tematów, które już przepracowałaś – wartości, mocnych stron, mapy życia. Do innych wręcz powinnaś wracać – misji, wizji, mocnych stron, marzeń. Sprawdzać, czy to jest nadal to czego pragniesz, potrzebujesz, o czym marzysz i co jest dla Ciebie najważniejsze i dlaczego.
Czuj się więc ostrzeżona – Ścieżka Rozwojowej Zmiany to nie będzie droga na skróty, a jej 9 kroków, to kroki milowe, a nie małe kroczki. Czeka Cię na niej pot i być może łzy – złości lub żalu, a może rozpaczy? Ale czeka też radość i satysfakcja z osobistych odkryć, zwycięstw i poczucia mocy. Wzrost pewności siebie i tego, czego pragniesz. Świadomość tego, co dla Ciebie najważniejsze i dlaczego oraz jak chcesz to w swoim życiu osiągnąć.
Jest tylko jeden warunek – musisz się świadomie i całkowicie zaangażować w proces. Nie będzie łatwo, ale będzie pięknie.