Fotografię mam we krwi, a przynajmniej w fotografii tkwię od dziecka.
Mój tata był fotografem amatorem i moje dzieciństwo upłynęło pod znakiem łazienki zamienionej w ciemnię, suszarki do zdjęć i powiększalnika na szafie. Ciemnia była dla mnie miejscem magicznym, pełnym tajemnych rytuałów. Zanim do niej weszłam, musiałam cierpliwie odczekać, aż tata pochowa papier lub klisze, żeby się nie naświetliły i pozwoli mi wejść. A potem wkraczałam do tej cudownej krainy, w której obrazy pojawiały się magicznie na papierze. Uwielbiałam to – naświetlanie, wywoływanie, płukanie i suszenie. Lubiłam nawet to, że trzeba było się kąpać w czerwonym świetle.
Tata zmarł, jak miałam 13 lat i nie zdążył mnie zbyt wiele nauczyć. A może i tak by mnie nie nauczył? Może stanęłabym w kontrze do jego pasji i całkowicie odrzuciłabym fotografię? A może właśnie poszłabym w jego ślady własną drogą?
Tego się nie dowiem. Wiem, że w mojej pamięci fotografia już na zawsze będzie wiązać się z tym magicznym czasem z tatą w ciemni.
O tamtego czasu zrobiłam kilka podejść do fotografowania. W liceum wyciągnęłam aparat taty, zapisałam się do ciemni w domu kultury. Niestety ciemnia została zalana podczas jakiejś awarii i już jej nie odtworzono. Brak miejsca, brak własnego aparatu, trudność z obsługą pentaxa taty – średni format był wtedy, z braku ciemni, dosyć uciążliwy i kosztowny, jak na moje ówczesne możliwości finansowe. Zabrakło mi determinacji i fotografia poszła w odstawkę na długie lata.
Wróciłam na dobre w tym roku. Wyciągnęłam starą lustrzankę R. z szafy, rozpracowałam tryb manualny, odkryłam tryby półautomatyczne i przepadłam na dobre. Robiąc raz lepsze, raz gorsze zdjęcia, ucząc się cały czas, jestem coraz bardziej pewna, że chcę fotografować. I że już nie schowam aparatu do szafy na 20 lat 🙂
Pierwsze próby Pierwsze próby Pierwsze próby Pierwsze próby Pierwsze próby Pierwsze próby Pierwsze próby