
Pewnego dnia odkryłam, że moja niezależność, samodzielność i bycie ponad to, co mówią i myślą o mnie inni, to jedynie deklaracje. I to kompletnie bez pokrycia. Bo tak naprawdę przepełniał mnie strach przed oceną, odrzuceniem, brakiem akceptacji.
Zrozumiałam, że to nie inni mnie nie akceptują, ale ja sama. To nie inni mnie niesprawiedliwie oceniają i krytykują, ale ja sama sobie to robię. To nie inni nie uznają mojej wartości, ale ja sama jej nie uznaję.
Ten moment był jednocześnie najgorszy i najpiękniejszy w moim życiu. Najgorszy, bo nie jest fajnie uświadomić sobie, że to ty jesteś swoim własnym katem. A najlepszy bo dzięki niemu mogłam wreszcie zrzucić z siebie to wszystko, co mnie zniszczyło. Objąć się czule i powiedzieć do siebie: “Jestem tu i kocham Cię, widzę i akceptuję w pełni i bezwarunkowo”.